Forum Franciszkańskie Forum Dyskusyjne Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Modlitwy "z oddalenia"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Franciszkańskie Forum Dyskusyjne Strona Główna -> Modlitwa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Angelina
uzależniony od forum



Dołączył: 26 Lis 2006
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś pomiędzy niebem a piekłem

PostWysłany: Czw 2:33, 03 Sty 2008    Temat postu: Modlitwy "z oddalenia"

Chcesz, żebym Cię szukał

Ty jesteś moim Bogiem tu, teraz,
i ja wiem, że Twoja obecność we mnie jest hojna,
hojniejsza ponad to wszystko, czego mogę zapragnąć.
Wiem, że Ty pokonałeś w moim sercu
uczucia obce Tobie,
których nie znosi Twoja miłość.
Wiem, że Ty pójdziesz jeszcze dalej
i że w tym, co dotyczy spotkań z Tobą,
jestem tylko biednym ignorantem,
któremu obiecano wielkie dziwy.
Moje oko nie widziało ani ucho nie słyszało,
mój duch nawet nie podejrzewał,
czym jest naprawdę Twoja obecność.
Tak, wiem już o tym.
Jak więc mogę podczas długich dni mojego życia
pozostawać daleko od Twojego wejrzenia?
Ty chcesz, mój Boże, żebym Cię szukał w sposób czysty.
Oczekujesz ode mnie wysiłków i trudów,
które przyjmiesz jako podarek miłości.
Ale jakże często znajdujesz tylko człowieka
ociężałego i roztargnionego,
wrażliwego na uroki świata i zapominającego o Tobie...
Człowieka biednego,
dla którego modlitwa jest za ciężka,
oderwanie od świata zbyt przykre,
a miłość za trudna...

Pomóż mi!

Mnich z klasztoru La Pierre-qui-vire Moines


Zmiłuj się nad moją ciemnością
Panie, zmiłuj się.
Zmiłuj się nad moją ciemnością, moją słabością, moim pomieszaniem.
Zmiłuj się nad moją niewiernością, moim tchórzostwem,
moim krążeniem w kółko, moim błąkaniem się, moimi unikami.
Nie proszę o nic więcej, jak tylko o miłosierdzie,
zawsze, we wszystkim, miłosierdzie.
Moje życie w Gethsemani: odrobina stałości i całe mnóstwo popiołów.
Niemal wszystko to popioły. Popiołem jest to, co ceniłem najbardziej.
A to, czym zapewne najmniej się zajmowałem,
to właśnie ta odrobina stałości.
Panie, zmiłuj się.
Prowadź mnie, spraw bym znów zapragnął być świętym,
być człowiekiem Bożym, nawet w rozpaczy i pomieszaniu.
Nie proszę Cię koniecznie o jasność i prostą drogę,
a jedynie o to, by móc iść wedle Twojej miłości,
podążać za Twym miłosierdziem,
ufać Twojemu miłosierdziu.

autor nieznany


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Angelina dnia Czw 9:29, 03 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angelina
uzależniony od forum



Dołączył: 26 Lis 2006
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś pomiędzy niebem a piekłem

PostWysłany: Czw 9:34, 03 Sty 2008    Temat postu:

wybrane z internetu:

Modlitwa na dni zwątpienia

Ta wędrówka w ciemnościach, o mój Boże, jest taka nużąca.
Iść nic nie widząc — tak można przez jakiś czas. Ale gdy to trwa długo...
„Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6, 67)
Rozumiem, Panie, tych, do których to mówiłeś.
I tych, którym słowa Twojego przesłania wydawały się za trudne.
Niektórzy woleli odejść.
Czasem mam ochotę zrobić to samo.

Chciałbym, żeby wszystko było jasne, wykazane, uporządkowane.
Żeby nie było już tej krawędzi ciemności,
która pozbawia mnie ochoty do wędrowania ku Twojemu światłu.
W gruncie rzeczy to, czego bym chciał, to porzucenie kondycji człowieka.
Bo tak naprawdę, uwzględniając wszystko, umyka mi nie tylko sens Twojego przesłania.
Bo co wiem o sprawach zwanych ludzkimi,
co wiem o tajemniczych prawach rządzących światem, o zagadkach życia?
Cóż wiem o tłumach, które mnie otaczają, o sercu moich przyjaciół?
Cóż wiem o sobie samym, o mojej własnej twarzy,
o ukrytych pobudkach tylu decyzji podejmowanych, jak mi się wydaje, „w dobrej wierze”?
A oburzam się, że już teraz nie dałeś mi oczu zdolnych oglądać Cię twarzą w twarz...
Czy skoro nie widzę Cię, Panie, uznam, że winien jest temu nadmiar Twojego światła?
Czy gdybym znał Cię tak, jak znam rzeczy, byłbyś moim Bogiem?
Panie, obym nigdy nie sądził, że ciemność wiary jest karą, jaką na mnie zsyłasz.
Szykaną, której każesz mi doświadczać.
Czy to Twoja wina, że jesteś ponad wszystkim?

O Panie, o mój Boże, czy będę Ci czynił wyrzuty, że wyprowadziłeś mnie z nocy,
z tej nocy, w której nie wiedziałem jeszcze, czym jest pragnienie Ciebie?...



Modlitwa na dni,kiedy się z trudem znosi jakąkolwiek dyscyplinę

O mój Boże, gdybym mógł uciec, uciec nie wiem gdzie.
Wszystko jedno.
Uciec...
Jak te lekkie nasionka, które unosi wiatr.
Wyrwać się z przymusów, ograniczeń, ze wszystkiego, co mnie łamie.
I każe mi rezygnować z tego, co kochałem.
O Panie, znowu wraca do mnie pragnienie niezależności.
Pragnienie, którego doświadczałem w wieku piętnastu lat,
a teraz sądziłem, że już wygasło.
Upodobanie do szalonych eskapad i bezkresnych horyzontów.
Chcę być panem samego siebie i nie słuchać nikogo.
I powiedzieć sobie jak tylu innych: „Co mnie to w końcu obchodzi?
Nie ma już prawa, bo ja nie chcę, żeby było”.
Ale nie mam już piętnastu lat, wiem.
I chciałbym prosić Cię o łaskę, która pomogłaby mi zrozumieć, jak próżne są marzenia i jak poważne życie. Pomyśleć o obecności innych i zadaniach, jakie mam przed sobą.
O Panie, daj mi prostotę, realizm, jasność patrzenia i prawą wolę, bo to wszystko przyda mi się, skoro chcę porzucić kondycję człowieka.
I pójść za przeznaczeniem utkanym z moich marzeń.
W takie dni strzeż mnie, Panie, przed jakimś nowym szaleństwem.
Było ich już wystarczająco dużo.
Przypomnij mi, ile dobrego należy jeszcze zrobić,
ilu ludziom trzeba pomóc, a ilu nieść pokój.
Jeżeli przez moment będę się złościć,
przebacz mi, Boże,
bo wiesz, że zrobię tylko to, co Ty zechcesz.


Jezus powiedział im:
Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: „Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!” Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca? (Mt 21, 28—31)


Modlitwa zbuntowanego

Panie, naprawdę wszystko jest nie tak, jak sobie wyobrażałem.
Ludzie Twojego Kościoła dręczą mnie i rozczarowują.
Wiele razy zastanawiałem się, czy nie powinienem ich opuścić i ułożyć się z Tobą sam.
Są pełni wad, jak inni, i to mnie rani i gorszy. Szczególnie wtedy, gdy zajmują pozycję obrońców uciśnionych.
A pewność siebie niektórych... Ta nieznośna pewność ludzi, którzy zawsze mają rację.
Słuchając ich czasem, można by powiedzieć, że Ty ręczysz za każde ich słowo.
Nawet kiedy mówią o rzeczach, na których się nie znają.
Chciałbym, żeby byli bardziej święci. Żeby byli skromniejsi, już to by wystarczyło.
Żeby Ci powiedzieć już wszystko: zdarza się, że mnie drażnią. O mało co doszedłbym do wniosku, że byłeś bardzo nieostrożny mówiąc im: „Kto was słucha, Mnie słucha [...]” (Łk 10, 16).
A jednak — nie.
Nie mogę odłączyć się od całości pod pretekstem, że łatwiej Cię znajdę.
Chcę zostać pomiędzy Twoimi, tu, gdzie Ty jesteś. W końcu Ty musisz nas znosić, ich i mnie.
Muszę sprawić, żeby udało mi się ich pokochać. Miłością dobrowolną. Och, nie miłością sentymentalną. Tak nie. Nie potrafiłbym. A zresztą nie tego ode mnie żądasz. To, czego chcesz, to czystość woli przezwyciężająca niechęć. Panie, chciałbym Ci to przyrzec — że będę usiłował ich kochać. Z Twoją łaską. Spraw, żebym lepiej zrozumiał to, co zresztą jest takie proste — że oni są ludźmi. Ludźmi zupełnie takimi samymi jak ja, nie są ani lepsi, ani gorsi. Kogo wybrałbyś, żeby objawić się ludziom wszystkich czasów, jeśli nie ludzi? Ludzi swojego czasu. Ludzi takich jak inni, ze wszystkimi niebezpieczeństwami, jakie to niesie i które wziąłeś od wieków na siebie. Czego się więc spodziewałem? Że będą doskonali? Co w takim razie wiedziałem o historii i naturze ludzkiej, o tym, czym jest Odkupienie, wtedy gdy marzyłem o Kościele, w którym nie ma problemów, ludzkich ambicji i błędów...
Zbudowałem w sobie Kościół moich marzeń... Brakowało mu tylko tego, żeby był ludzki. Brakowało mu tylko, żeby istniał. Czy Twój Kościół jest odpowiedzialny za moje marzenia? Czy ciąży na nim mój optymizm? Panie, spraw, żebym nie uciekał już od kondycji człowieka.

Daj mi też inne spojrzenie, głębsze i bardziej proste, które pozwoli mi lepiej zobaczyć jakiś ślad światła albo czystej piękności, nieoczekiwany przebłysk, na który trzeba zasłużyć.
Panie, strzeż mnie przed optymizmem, tak jak przed pesymizmem. Spraw, bym był sprawiedliwy,
co jest czymś zupełnie innym — i o tyle trudniejszym.

[...] radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać (J 16, 22).


______


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Angelina dnia Czw 10:03, 03 Sty 2008, w całości zmieniany 11 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angelina
uzależniony od forum



Dołączył: 26 Lis 2006
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś pomiędzy niebem a piekłem

PostWysłany: Nie 21:32, 06 Sty 2008    Temat postu:

Panie , jestem zdruzgotany

Panie, jestem przeniknięty wstrętem,
dzisiejszego wieczoru jestem zdruzgotany.
Zło jest straszne, Panie, brzydkie, brudne.
Szedłem w błocie, wędrowałem w błocie, pływałem w błocie.
Świat jest błotem.

Mam takie uczucie, jakbym musiał się obmyć:
ręce, oczy, ciało, serce, duszę, wszystko Panie.
Nie śmiem spojrzeć na siebie.
Ale, po co było mi to pokazywać ?! Po co tłumaczyć ?!
Nie będę mógł tego zapomnieć.
Jakże ja się czuje stary tego wieczoru !
W ciągu kilku godzin postarzałem się o dziesięć lat.

Panie, przepraszam, jeszcze nie wiedziałem.
Panie przepraszam, oni jeszcze tego nie wiedzą,
ludzie szczęśliwi nie wiedzą, ludzie bez grzechu nie wiedzą,
ludzie czyści, niewinni nigdy się nie dowiedzą, nigdy się nie domyślą !
Jakież to brzydkie, Panie!

Stoi przede mną fotografia uśmiechniętego i czystego dziecka;
to dziecko uspokaja mnie i jednocześnie denerwuje.
Zazdroszczę mu jego niewinności i mam mu za złe ten jego spokój.
Szukam jego uśmiechu, a jednocześnie ten uśmiech mnie boli.
Łaknę jego świeżutkiej czystości, a rani mnie ona.
Panie, jak zrobić, by wiedzieć, a jednocześnie pozostać czystym?
Jak zrobić, by znać, a pozostać spokojnym?
Jak zrobić, by nieść nieskończony smutek grzechu,a głęboko odczuwać Twą radość?

***
Moje dziecko, trzeba przyjąć to zło, które spotykasz na swej drodze; trzeba je nawet nieść.
Nie zatrzymuj się nad nim, lecz chwytaj je w przejściu,
bo po to właśnie wysłałem cię na te drogi.
Ono cię przygniata, już nie możesz iść,
upadasz ze wstrętu w ciemności i samotności.
Ja to znam, moje dziecko,
To była moja agonia.
Przez to trzeba przejść, takie jest prawo mojego Odkupienia.
Bo zanim się zmartwychwstanie, trzeba umrzeć;
zanim się umrze, trzeba cierpieć;
zanim się zacznie cierpieć, trzeba przejść przez agonię.
Nie uciekaj przed złem, przeciwnie: trwaj. Weź je.
Im jest brzydsze, cięższe, tym bardziej trzeba je wziąć; i cierp i umieraj.

RADOŚĆ przyjdzie później!!


Na dni kiedy się jest znużonym modlitwą

Panie, właściwie powiedziałem, że nie chcę się modlić dziś wieczór.

Za bardzo się boję: wolę nie ryzykować, że usłyszę Twój głos.
Trzeba by się raz jeszcze postarać, ciągle się starać.
A ja nie chcę dziś wieczór.
Nie dziś wieczór, naprawdę.
Ten długi szereg dni, kiedy nie dzieje się nic nowego i które mnie tak nużą...
Te wszystkie dni, które mijają, a ja nie wiem, czy zrobiłem jakieś postępy,
czy jestem choć trochę lepszy ?
Jest ciemno, niedługo będzie nowy dzień. Kiedy się obudzę - jeśli uda mi się zasnąć - wiem, że będę taki sam. Ani lepszy, ani gorszy, stojący u progu takiego samego dnia, który trzeba przeżyć, takich samych okazji do czynienia dobra, których nie wykorzystam, jak zwykle.
A jednak ile to razy prosiłem Cię o doskonałość: "Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski..."
Nie udało mi się.
A teraz, z wiekiem, zastanawiam się, czy kiedykolwiek mi się uda.
I czy warto tak się starać.
Zastanawiam się, Panie, czy szukałem tej doskonałości w wystarczająco czysty sposób.
Ach! Chciałem się nią przyozdobić, upiększyć... Być dla innych - i dla siebie samego - jakby świętym...
Muszę z tego zrezygnować. I przyjąć w końcu i po prostu, że jestem tym, kim jestem.
Tak naprawdę, Panie, może to właśnie nazywasz "stawać się jak dzieci".
Zgodzić się na siebie z taką prostotą serca, jak Ty zgodziłeś się na nas, wszystkich, takich, jacy jesteśmy. Zaakceptować to, że jesteśmy po prostu z tych, dla których przyszedłeś:
grzesznikami, dla których Twoja Ewangelia jest tak dobra.
Jeszcze lepsza niż się to mówi.
Muszę Ci wyznać, że dawniej niepokoiło mnie trochę Twoje wyraźne upodobanie do grzeszników.
To, że otwarcie wolałeś wszystko, co upada, wszystko, co "nie jest wiele warte".
O mało co, Panie, zacząłbym bronić faryzeuszy. Znalazłbym nawet argumenty.
Teraz jest inaczej.

To właśnie tych innych rozumiem, tych wszystkich, o których mówi Ewangelia. Biednych zwykłych ludzi, którzy wiedzą, że nie są niczym specjalnym. Niewątpliwie zaczynam rozumieć... że ja też jestem jednym z nich.

I że to dla nas przyszedłeś.

Ale dziś wieczór nie żądaj ode mnie zbyt wiele, Panie.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Angelina dnia Nie 21:34, 06 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Franciszkańskie Forum Dyskusyjne Strona Główna -> Modlitwa Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin